Śnieżno-mglistą styczniową porą doniesienia o gigantycznej galaktyce spiralnej czy też grupie kwazarów, która teoretycznie nie powinna istnieć, mogą pobudzić do rozmyślań wykraczających poza granice określone programem. I właśnie takie (rozmyślania, nie granice!) zawiodły mnie onegdaj do pobliskiego Krakowa na Wydział Grafiki ASP.
Łagodny szmer towarzyszący szlifowaniu kamieni litograficznych oraz delikatny zapach tuszu, farb i papieru to jak najbardziej właściwe tło dla wystawy INTERIOR/EXTERIOR (będącej, w moim odczuciu, kontynuacją nieco wcześniejszej, zatytułowanej „Labirynt Wolności”). Wśród mnóstwa ciekawych prac („prawda, że fajnie się to ogląda?” – zagadnął mnie jeden z profesorów) szczególnie refleksyjnie nastroiły mnie instalacje Zosi Szczęsnej. Nie tyle z powodu znajomości z tą utalentowaną młodą osobą, ile ze względu na część wspólną zbiorów, jakimi są nasze prywatne światy. Sądzę, że i Czytelnikom bloga rzecz nie jest zupełnie obcą…
Stanisław Jerzy Lec powiada, że tyle jest światów, ile się we łbie zmieści. Choć pewnie zależy to od pojemności łba.