W Orlu rozpoczyna się jedenastokilometrowa ścieżka, wzdłuż której położone są w odpowiednich odległościach przedstawienia kolejnych ciał Układu Słonecznego. Jeszcze niedawno kończyła się ona na Neptunie, ale została już uzupełniona i liczy sobie 14 obiektów – tyle przynajmniej udało mi się odnaleźć w terenie. Ostatni obiekt ścieżki – planeta karłowata Eris – położona jest w pobliżu wierzchołka Stogu Izerskiego. Gdy się tam już dotarło, nie sposób było nie odwiedzić dwóch bliźniaczych wierzchołków – polskiego Smreka i czeskiego Smrka. Na tym ostatnim pyszni się stalowa wieża widokowa. Droga powrotna wiodła koło licznych źródeł Izery, która rodzi się na torfowiskach głębokich tak po polskiej, jak i po czeskiej stronie granicy.
Pluton, który 10 lat temu wypadł z grona planet, nadal sobie krąży po swojej wokółsłonecznej orbicie jako planeta karłowata w towarzystwie Charona i kilku drobniejszych ciał.
Haumea to lodowe cygarokształtne ciało rotujące wokół najkrótszej osi w tempie jednego obrotu na 4 godziny.
Makemake jest tylko nieco mniejszy od Księżyca, ale z powodu dużej odległości od Słońca jest zmrożony do 30 Kelwinów.
Wreszcie Eris – najmasywniejszy obiekt transneptunowy, jest położona na krańcu ścieżki, modelującej Układ Słoneczny, bo też i jej aphelium wynosi prawie 100 jednostek astronomicznych.
Widok spod budynku schroniska na Kotlinę Jeleniogórską, po prawej w oddali majaczy Dolina Bobru.
Pozostałości po wieży wojskowej, istniejącej do roku 1990.
Kamienista ścieżka wiodąca na Smrk nie dała się pokonać na rowerze – ten musiał poczekać, przypięty do drzewa.
Słupki graniczne pamiętają przedwojnie – pod znakiem P widać wyraźnie literę D od Deutschland, zaś po stronie czeskiej stylizowane litery ČS – od nazwy państwa Československo (zwrócił mi na to uwagę Mirek, nauczyciel ze Szklarskiej Poręby).
Metalowa wieża widokowa na Smrku zachęca do oglądania panoramy dalekiej okolicy, ale i trochę się trzęsie od wiatru.
Widać stamtąd odległą o 29 kilometrów budowlę o charakterystycznym kształcie, posadowioną na szczycie Jesztedu koło Liberca.
Czas wracać – zbliża się późne popołudnie. Tym razem trasa wiodła tak zwaną Drogą Telefoniczną, kręcenie było zbędne, należało tylko mocno trzymać kierownicę roweru.
Przy drodze widniały liczne źródełka, w których Izera zaczyna swój bieg.
Po kilku kilometrach robi się już przyzwoita rzeczka.
Przedziera się ona mini-kaskadami wśród głazów, aby znaleźć swoje przeznaczenie w nurtach Łaby.