Jak wiadomo od starożytności, niczego dobrego to nie wróży. Pospiesznie wykonany rachunek stanu posiadania, sięgnięcie pamięcią do skarbca – i coś tam się znajdzie dla cezara. A to obłoki, co to potrafią dziwaczne kształty przybierać i w dodatku różnicować kolorystycznie niebo,
a to tęcza, która ukazuje się parę razy na dzień,
a to ptak, co spadł z Księżyca…
I moje najnowsze osiągnięcie – animacja zachodu Słońca, do sporządzenia której posłużyła mi seria fotografii wykonanych podczas sesji balkonowej 16.bm.br. w oczekiwaniu na „Noc z Wojciechem Kilarem”.
*) to mój setny wpis na blogu „i stąd tytuł filmu”, który w moim status quo równie dobrze może brzmieć „Centurio ante portas” – chodzi bowiem o wrota czasu…