Marna początkowo prognoza pogody na wieczór z wtorku dziewiątego na środę dziesiątego lipca poprawiała się z godziny na godzinę. Wybrałem się zatem jeszcze przed zmierzchem na koronę wału wiślanego w Woli Batorskiej, w pobliże Ośrodka Jazdy Konnej „Lawenda”. Miejsce to jest dogodne z kilku powodów – łatwo tam dojechać samochodem czy też na rowerze, jest gdzie wygodnie zaparkować tuż przy wale, no a u góry już czeka spory, porośnięty trawą placyk w sam raz na rozstawienie kilku statywów. Do tego jest otwarty widok na stronę zachodnią, północną i wschodnią. Niebo jest w miarę ciemne, a na widnokręgu nie ma zbyt wiele agresywnych świateł. Przyczyna tego jest prosta – od zachodu do północy mamy obszary rolnicze, to jest dawna terasa Wisły, żyzne nanosy rzeczne. Z kolei na wschodzie rozciąga się obszar Puszczy Niepołomickiej, nieco wyżej położony, stąd widnokrąg jest tu wyższy. Najgorzej oczywiście jest z widocznością w kierunku południowo-zachodnim, tam świecą Niepołomice i Strefa Przemysłowa.
Zadanie brzmiało – sfotografować Merkurego. No i udało się, jeszcze przy jasnej zorzy wieczornej niepozorna kropka dała się zobaczyć i uwiecznić nie wyżej, aniżeli dwa stopnie nad widnokręgiem.
Po wykonaniu zadania wróciłem do MOA i jak zazwyczaj w pogodny wieczór, ustawiłem aparat na statywie, kierując go w stronę północną. Oczywiście celem był obłoki srebrzyste, o których widoczności w północnej Polsce raportowano już od godziny 23. Wprawdzie ja ich nie dostrzegałem, ale z przyzwyczajenia rozpocząłem wykonywanie zdjęć seryjnych, po czym zająłem się przeglądaniem wiadomości. I tu natrafiłem na wzmiankę, że dwie godziny po starcie rakieta Ariane 6 wykonała nad północną Europą nieudany manewr deorbitacji drugiego stopnia. Zaczęły się pojawiać w sieci pierwsze pojedyncze zdjęcia, zatem zatrzymałem rejestrację i zacząłem analizować poszczególne pięciosekundowe ekspozycje. Okazało się, że co prawda widowisko mnie ominęło, ale mam całkiem przyzwoity materiał, który po opracowaniu prezentuje się jak poniżej.
Opracowałem też serię zdjęć zawierających poprzednią sekwencję, obejmującą tym razem 66 minut. Po prawej stronie zdjęcia dostojnie wschodzi gwiazdozbiór Kasjopei, zaś po lewej widoczne są gwiazdy Wielkiej Niedźwiedzicy. Kapella dołuje na środku dolnej części zdjęcia, Koźlęta już giną w chmurach przy widnokręgu.
Warto było przyjrzeć się dokładniej jednemu z trzech manewrów. W jego trakcie na kilka sekund zostały uruchomione silniki pomocnicze, a gazy wylotowe rozeszły się w przestrzeni bez powietrza, wywołując wskutek podświetlenia przez Słońce niebieskawą poświatę.
W tym samym czasie na wieży Obserwatorium pracowała kamerka bolidowa typu „bullet”, zainstalowana raptem przed kilku dniami i włączona do sieci Skytinel. Ma ona pole widzenia w azymucie ponad 100 stopni oraz w wysokości 55 stopni. Filmowanie północno-północno-wschodniej części nieba odbywa się w dzień i w nocy automatycznie w rytmie 25 klatek na sekundę. Co 5 minut wykonywane jest złożenie ponad siedmiu tysięcy klatek w zdjęcie wynikowe, tak zwany stack. Służy on do wyłapywania jasnych śladów w trybie rutynowego przeglądania przez operatorów systemu. Dopiero po wykryciu takich śladów, mogących świadczyć na przykład o przelocie jasnego meteoru, czyli bolidu, następuje analiza pojedynczych klatek, służąca do wyznaczenia parametrów przelotu. Kamera ta wspomnianej nocy wykazała pełną zdolność do pracy w takim trybie, o czym świadczy poniższy stack z zarejestrowanym śladem rakiety Ariane 6.
Po tym alercie operator sieci Skytinel, Mateusz Żmija wykonał filmik, pokazujący przelot rakiety Ariane 6 w polu widzenia dwóch stacji bolidowych – naszej noszącej znakomity numer 13 oraz wrocławskiej o numerze 11. Filmik możecie zobaczyć na portalu YouTube pod tym linkiem.
Dodatkową satysfakcję z zaobserwowania u nas tego zjawiska stanowi fakt, że na pokładzie tej rakiety wyniesiono urządzenie, na którym pracują kamery wytworzone przez polską firmę Scanway z Wrocławia, prowadzoną przez naszego przyjaciela, Jędrzeja Kowalewskiego.
W uzupełnieniu tego wpisu odsyłam czytelników do opisu tego, co się naprawdę działo w czasie, kiedy rejestrowałem zdjęcia z tarasu obserwacyjnego MOA – warto przeczytać, Jędrzej Kowalewski opisał to wyjątkowo klarownie.