Drodzy AA,
Leonardos, czyli grecki opiekun moich Argonautów, potrzebował kilkoro wspaniałych do zrywania migdałów. Drzewka migdałowe i ich owoce (?) wyglądają tak:
Na wieść, że mamy jechać na północ wyspy, powiało dziką, surową przyrodą. To nie akademia literatury, to trzeba pokazać:
Góry skąpo porośnięte trawą, ostem i krzewami, przy drodze dla odmiany zielenią się pokrzywy i łopiany, pardon!, opuncje i agawy, z rzadka drzewa (zasadzone przez człowieka, choć trafiają się i samosiejki). Na zboczach – tarasy, a że hodowla owiec i kóz przeżywa swój zmierzch, świecą pustkami, a raczej kamiennymi murkami. Tu i ówdzie wykorzystuje się je pod uprawę winnej latorośli.
Z warzyw uprawiane jest wszystko, co znamy, z owoców – wiadomo: oliwki, figi, cytrusy, winogrona, zarówno na skalę przemysłową, jak i na potrzeby własne. Woda na wyspie jest prawdziwym problemem; strumienie, rzeki czy jeziora to pojęcia znane z opowieści lub podróży na kontynent. Deszcz pada bardzo rzadko, konieczne jest więc nawadnianie pól i ogrodów. Do użytku zewnętrznego służy odsolona woda morska, pitną pozyskuje się ze studni głębinowych. Spotyka się zarośla trzcinowe, takie właśnie:
Dobrze wiedzieć, że gdzie one, tam i słodka woda, zatem warto się wwiercać.
Wracając do rzeczy, czyli do początku listu: na swej działce niedaleko czterech wiatraków (produkujących elektryczność dla stoczni w Ermoupoli) Leonardos uprawia przede wszystkim wspinaczkę,
a dopiero potem coś niecoś z wyżej wymienionych roślin, np. to:
A my, w podziękowaniu za pomoc dostaliśmy skrzynkę winogron i worek słodkich migdałów. Myśląc o tych niebieskich pozdrawiam Was z góry
Wasza Adoratorka
PS. – Dla Arrossamente: Na migdałowcu zoczyłam cykada w mimikrze. Mówię “go”, bo gdyby to była ona, nie tylko nie uciekłaby przerażona, ale wręcz przyglądałaby mi się ze złośliwą satysfakcją.