Przed siedemnastoma tysiącami lat woda, co prawda nieco zasolona, wypełniała całą nieckę Rowu Jordanu. Od tego czasu poziom wody wskutek działania różnorakich czynników obniżył się ponad dwieście metrów. Jeziory Tyberiadzkie na północy i Morze Martwe na południu rozdzieliły się na dwa akweny, a ten drugi spotkał gorszy los. Wskutek malejącej dostawy wody słodkiej – jedynym jej źródłem jest niewielka już rzeka Jordan – wraz z obniżeniem poziomu wód rośnie ich zasolenie. Stwierdzono to doświadczalnie już w czasach historycznych – jeden z rzymskich cesarzy tytułem eksperymentu nakazał wrzucanie do jeziora zwanego wtedy Morzem Sodomy jeńców wojennych i dziwił się, że ci nie tonęli. Tak jest i dzisiaj, stężenie różnych soli wynosi 260 promili. Czyli samo H2O to tylko trzy czwarte roztworu wypełniającego obecnie liczącą sobie ponad tysiąc kilometrów kwadratowych nieckę. Oczywiście żadne organizmy, nawet halofile, nie potrafią znieść tych warunków, ale za to błota zalegające na wybrzeżu słyną z leczniczych właściwości. Stąd rosnący ruch turystyczny w okolicy, no i próby zatrzymania procesu obniżania poziomu wody. Już w tym roku ma ruszyć budowa rurociągu biegnącego przez terytorium Jordanii i transportującego morską wodę z zatoki Akaba, aby zatrzymać tempo zanikania Morza Martwego – obecnie poziom wody obniża się więcej niż jeden metr na rok. W południowej części jeziora wykorzystuje się intensywne parowanie na skalę przemysłową – te wydzielone obszary w dolnej części fotografii to pólka ewaporacyjne. Pozyskuje się tam znaczne ilości minerałów – związków sodu, potasu, wapnia i magnezu – na potrzeby przemysłu spożywczego i kosmetycznego.