Raport z pobytu w krainie Bojków

W sobotę o ósmej rano rozpoczęliśmy wraz z Adamem kolejną wyprawę do Zatwarnicy, gdzie znajduje się terenowa stacja UJ do pomiaru promieniowania Ekstremalnie Niskich Częstotliwości ELF.

Położenie stacji „Hylaty”

Położenie stacji „Hylaty”

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Droga z Niepołomic do Gorlic upłynęła bez wrażeń, ale potem zaczęły się schody. Pojawiły się bowiem obfite opady deszczu, które wkrótce przeszły w opady mokrego, ciężkiego śniegu. Autem zaczęło miotać po jezdni i prędkość jazdy znacznie spadła.

Jeszcze do Komańczy jakoś szło, potem doturlaliśmy się do Cisnej, ale kilkanaście metrów po skręcie na Wetlinę warstwa nieuprzątniętego śniegu była już tak gruba, że zaczęliśmy rozważać możliwość zmiany trasy. W podjęciu decyzji pomógł nam widok samochodu terenowego, który jadąc chwilę przed nami z gracją zsunął się do rowu pełnego wody. Zawróciliśmy na najbliższej stacji benzynowej i przez Lesko, Ustrzyki Górne i Dwernik, czyli fragmentem tak zwanej Dużej Pętli dotarliśmy wreszcie do leśniczówki w Zatwarnicy. Nie obyło się bez przygód, w trakcie podjazdu na jedno ze wzniesień koła straciły całkowicie przyczepność i dopiero stara technika „pchania” przyniosła sukces. Po drodze oprócz emocji związanych z trudnościami podziwialiśmy zimowe krajobrazy, godne pędzla Bruegela.

Ośnieżony krzew przypomina ogromną modliszkę

Ośnieżony krzew przypomina ogromną modliszkę

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Gruba okiść przyginała całe drzewa do ziemi, a przewody telefoniczne pokryte szadzią i śniegiem przegrywały beznadziejną walkę z grawitacją, układając się w kształt „krzywej dzwonowej”. Kolory poznikały gdzieś w półcieniach, dominowała biel śniegu i szarość pokrytego gęstymi chmurami nieba. Śnieg padał falami, odbierając nadzieję na poprawę warunków jazdy. Ale do stacji Hylaty było jeszcze daleko – należało jakoś pokonać 6 kilometrów zaśnieżonej leśnej drogi.

Droga do stacji pnie się w górę

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Tym razem mała Lancia spisała się dzielnie, jeśli nie liczyć kilku dodatkowych atrakcji, kiedy to samochód zawieszał się podwoziem na grubej warstwie śniegu. Ściemniało się już, kiedy Adam uruchomił generator i ładowarkę, aby naładować na okres kilku tygodni akumulatory stacji.

Adam uruchamia agregat do ładowania akumulatorów stacji

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Zostawiliśmy pracujący agregat i wróciliśmy, tym razem bez przygód, na kwaterę w leśniczówce. Około 21 wyruszyliśmy ponownie w kierunku stacji, ale już w połowie drogi auto utknęło i nawet popych nie pomagał. Przód nisko zawieszonego pojazdu działał jak lemiesz pługa, zatem nie pozostało nic innego tylko maszerować – na szczęście bez obciążenia – do samej stacji. W kilku miejscach śnieg sięgał do pół łydki, nogi grzęzły w gęstej brei, ale po półgodzinie udało nam się osiągnąć cel. Dopełniliśmy zbiornik z paliwem i ruszyliśmy w drogę powrotną.

Miejscowi powiadają, że przed zimą natura musi przepłukać kanalizację. Miejscowi to już nie Bojkowie, rusińscy górale, ale przybysze z różnych stron Polski. Rodowici mieszkańcy tych ziem podzielili los Łemków i zostali przesiedleni w latach 1945 – 1948 na Ziemie Zachodnie. Ślady ich pobytu zostały starannie zamazane – na przykład cerkiew z  Lutowisk została przeniesiona do Dwernika i zamieniona na świątynię katolicką.

Tablica informacyjna

Tablica informacyjna

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Po długim okresie suszy pojawił się wczoraj w nocy obfity deszcz i bieszczadzkie cieki, strugi, strumyki, potoki, rzeczki i rzeka San wypełniły się bulgoczącą wodą. Woda szemrała, śpiewała, szumiała a czasem nawet grzmiała.

Wodospad „Szepit” na potoku Hylatym

Wodospad „Szepit” na potoku Hylatym

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W tych kojących odgłosach zanurzone były góry, ubrane w białe szaty, a spoza drzew od czasu do czasu dochodziło popiskiwanie elfów. Po drodze minęliśmy kilkanaście mostków, niektóre z nich nie miały poręczy, zatem trzeba było powstrzymywać naturalną ciekawość, skłaniającą do zaglądania w ciemną otchłań. O północy śnieg przestał padać, ale na niebie nie zakwitła ani jedna gwiazda – zachmurzenie było całkowite. Jak będzie jutro?

Było nieźle – ale choć w nocy przybyło tylko 5 cm śniegu, samochód nie miał szans, zatem pożyczyliśmy dziecięce saneczki i hajda w drogę.

Kolejka saneczkowa na trasie „Stacja Hylaty” – Zatwarnica

Kolejka saneczkowa na trasie „Stacja Hylaty” – Zatwarnica

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

W tym czasie przybyło błękitu na niebie, światło słoneczne roziskrzyło śnieżne kryształki, las wypiękniał, ale i stracił swoją nocną tajemniczość.  Po godzinie byliśmy już na miejscu, Adam zajął się strojeniem aparatury, a ja powoli ładowałem na sanki agregat i ładowarkę. Obwiązaliśmy to wszystko sznurkami i zmieniając się u powroza dociągnęliśmy nasz ładunek do leśniczówki. I to był koniec historii, powrót do Niepołomic odbył się bez zakłóceń.

Mam nadzieję, że kiedy nasza plastycznie uzdolniona koleżanka odzyska pełnię sił, czego jej życzymy z całego serca, da się namówić do wykonania serii akwarelek pod tytułem „Kolorowe Bieszczady w czarno-białej tonacji”.

Biel śniegu gdzieniegdzie jest przełamywana przez zieleń sosnowych igieł oraz pomarańcz zrudziałych liści

Biel śniegu gdzieniegdzie jest przełamywana przez zieleń sosnowych igieł oraz pomarańcz zrudziałych liści

One Reply to “Raport z pobytu w krainie Bojków”

  1. No to już mamy odpowiedź na wyśpiewane niegdyś pytanie: „gdzie ci mężczyźni, prawdziwi tacy – orły, sokoły, herosy?” W drodze… u powroza…
    A swoją drogą (nieprzejezdną;) sport ekstremalny to wyrafinowany sposób spędzenia rocznicowych uroczystości. Serdeczności urodzinowe i imieninowe Panowie!

Dodaj komentarz