Światło wysyłane przez Słońce jest dla nas wzorcem bieli – jego tarcza, oglądana (dla bezpieczeństwa) przez neutralne filtry, zawiera wszystkie odcienie szarości. Plamy widoczne są jako czarne połacie otoczone półcieniami, w centrum tarczy jest najjaśniej, a patrząc ku brzegom widzimy stopniowe przyciemnienie. Kiedy jednak w ślad za Izaakiem Newtonem użyjemy pryzmatu, biel zostanie rozłożona na barwy składowe. Możemy też użyć bardziej wyrafinowanego narzędzia, jakim jest filtr interferencyjny – zakres wydzielonej długości fali będzie wtedy znacznie węższy. Najczęściej do badania Słońca stosuje się filtry zwane H-alfa. Przepuszczalność takiego filtru jest dobrana do długości fali 656 nanometrów, co odpowiada przejściu w atomie wodoru z trzeciego na drugi poziom energetyczny. Teleskopy wyposażone w takie filtry pozwalają badać chromosferę i dolną koronę słoneczną, zaś obraz w okularze jawi nam się w kolorze ciemnej, nasyconej czerwieni. Nic dziwnego, ten zakres, leżący na długofalowym skraju widma promieniowania widzialnego, tak właśnie interpretuje nasz mózg. Do zarejestrowania obrazów w paśmie H-alfa nie używamy jednak kamer kolorowych, ponieważ innych długości fal, czyli kolorów, po prostu tam nie ma. Zatem najprostsze postępowanie polega na użyciu kamery czarno-białej, zaś kolorowy obraz końcowy uzyskuje się w stosownym programie graficznym, na przykład w GIMP-ie, tak jak choćby tu. Ale można prościej, przedstawiając zarejestrowane obrazy po prostu w tonacji czarno-białej – interesujące obiekty i struktury będą doskonale widoczne. Tak właśnie opracowałem obserwacje wykonane we wtorek, dziewiątego sierpnia 2022 roku na tarasie naszego Obserwatorium.
Teleskop słoneczny LUNT H-alfa 100mm na montażu paralaktycznym Orion SkyViewPro, kamerka ZWO ASI 178MM, rejestracja filmów „ser” w programie FireCapture, składanie i wstępna obróbka w programie Registax5, opisy dodano w programie GIMP.