Ostatni weekend spędziłem na obozie w Roztokach, gdzie młodzi krośnianie oddawali się astronomii. Na początku było sporo teorii, gdyż chmury nie pozwalały na obserwacje. Za to w sobotni wieczór klucze dzikich gęsi napełniły przestwór jazgotem, a potem niebo spadło nam na głowę bezlikiem świecideł niebieskich. Wśród nich królował Jowisz, na którego tarczy powoli ciemną kropką wędrował sobie cień księżyca Europa. Strzelec napinał cisowy łuk, a Woźnica prowadził swój rydwan ku nieznanemu przeznaczeniu. Krok w krok za Bliźniętami postępował zmierzający do nowiu Księżyc, ale jego nikły blask nie przeszkadzał w podziwianiu Drogi Mlecznej, spinającej klamrą oba krańce widnokręgu. Plejady błyszczały dwunastoma gwiazdami, jak nigdy dotąd. A potem świt wydobył z mroku szron bielący trawę, dając znać że lato się skończyło. Z charakterystyczną dyskrecją w orszaku rudziejących koron drzew do Roztok wkroczyła Pani Jesień. Kiedy już Słońce osiągnęło południk, zajrzeliśmy mu w oblicze stwierdzając, że liczba plamowa dziś wynosi 24. Wkrótce potem nadeszła pora wyjazdu, a naszą tęsknotę za tym miejscem łagodziła jedynie obietnica rychłego powrotu.
One Reply to “Sweet home Roztoky II”
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.
Piękny, poetycki opis! Jakbym tam była…