Znowu jestem i to w dobrej kondycji, dziś uczestniczyłem w zebraniu niepołomickiego oddziału PTMA, na które zaproszono Panią Agnieszkę Karczemską z Łodzi. Tytuł wystąpienia „Diamenty w meteorytach” był intrygujący, a i sama prelekcja przyciągnęła uwagę słuchaczy w różnym wieku.
Dodatkową atrakcję stanowił spory okaz meteorytu żelaznego, pochodzący z Chile. Możliwość jego „zważenia” w rękach kusiła zwłaszcza najmłodszych uczestników wykładu.
Okaz ten świetnie się sprawdził jako przycisk do papieru.
Diamenty w meteorytach są nie tyle „wieczne”, ale nawet „przedwieczne”, bowiem jedna z teorii zakłada ich powstanie jeszcze przed początkami Układu Słonecznego. Kwestia ta wywołała żywą dyskusję, która nie została jednoznacznie rozstrzygnięta.
Pochodzenie niektórych meteorytów może być związane ze zderzeniami małych ciał, jakich jest nieprzebrane mnóstwo na wokółsłonecznych orbitach. Jednym z takich ciał jest planetoida Westa, obiekt o rozmiarach rzędu pięciuset kilometrów. Na jej powierzchni znajduje się ogromny krater impaktowy, nazwany Rheasilvia. Około miliarda lat temu jeden procent masy planetoidy zostało wyrzuconych w przestrzeń w wyniku zderzenia z inną planetoidą i niewielka część kosmicznego gruzu po nieokreślonej tułaczce w przestrzeni spadła na Ziemię. Fragmenty tej planetoidy nazywamy meteorytami HED (howardyty, eukryty i diogenity). Para moich przyjaciół, wychodząc z założenia, że te meteoryty są lepsze od diamentów, wprawiła sobie ich okruchy w obrączki ślubne, dając świadectwo i swoim zamiłowaniom, i przekonaniu o wiecznotrwałej miłości.