Polecam lekturę artykułu profesora Łukasza Turskiego, jednego z twórców Pikniku Naukowego, i przypominam że MOA jest tam dobrze obecne już od dawna. Dla leniwych treść in extenso poniżej.
„Dwadzieścia pięć lat z okładem
WARSZAWA – Rozentuzjazmowani komentatorzy medialni przez weekend 31 maja – 1 czerwca i następne trzy dni przypominali widzom, słuchaczom i czytelnikom historię ostatnich 25 lat. Nie pamiętam dokładnie, jak wydarzenia z 4 czerwca raportowały media tzw. wolnego świata. Zapewne było tego niewiele, dopiero potem historia nabrała rozpędu. W każdym razie w dniach Gali Wolności nie pokazywano nam tych historycznych nagrań. Nie przedstawiano też niczego z reakcji medialnej drugiej strony: z Moskwy czy Berlina Wschodniego. Z czysto technicznego powodu w czerwcu 1989 r. nadawanie czegokolwiek z Warszawy nie było łatwe.
Łączność Polski z resztą świata była mocno ograniczona. Jakże inaczej mogło być w kraju, w którym czas oczekiwania na założenie telefonu stacjonarnego (dla młodszych czytelników: taki telefon na drucie do analogowej centrali telefonicznej) wynosił dwadzieścia kilka lat. No, chyba że pan monter instalujący telefony w bloku za Żelazną Bramą w Warszawie miał akurat coś do kupienia w znajdującym się na parterze sklepie Peweksu i mieszkający tam obywatel był, jak to pisano w ogłoszeniach drobnych Życia Warszawy: „powracającym” i mógł uchronić pana montera od trudu dawania w tymże Życiu ogłoszenia „Albo bony kupię”. A w peweksie było co kupić. Znowu dla młodszych czytelników, mniej więcej tyle co w gorzej zaopatrzonym kiosku żywnościowym na bazarze na Ochocie i tyle, co znajduje się na półce „wyprzedaż” w którymś ze sklepików elektronicznych w podziemnym przejściu koło gmachu GUS.
Ci z nas, fizyków, którzy szwendali się wtedy już dość swobodnie po świecie i o dziwo wszyscy (minus ci, których mógłbym policzyć na placach) wracali do Polski, wiedzieli, że w międzynarodowych laboratoriach nasi koledzy posługiwali się nowinką komunikacyjną – łączeniem się przez sieć komputerów. Jedną z najpopularniejszych był BITNET. My też będąc na świecie, zakładaliśmy sobie takie konta. Jakoś uchodziło uwadze CoComu czuwającego gdzieś z gór pod Frankfurtem nad Menem nad tym, by supertechnologie nie wyciekały do „imperium zła”.
Wraz z okrzykiem Joanny Szczepkowskiej połączone siły fizyków i informatyków w Warszawie i Krakowie ruszyły do boju i po kolei instytuty fizyki z tych ośrodków zaczęły się mniej lub bardziej oficjalnie podłączać przez analogowo wybierane modemy telefoniczne (koszmar stulecia) do numerów dostępowych sieci BITNETU. Pierwszym źródłem informacyjnym z Polski w sieci był biuletyn DONOSY, założony przez Ksawerego Stojdę i istniejący do dziś pod redakcją prof. Leny Białkowskiej. Tak naprawdę to pierwszy numer ukazał się 2 sierpnia 1989 r. i zawierał m.in. informacje o podwyżkach cen i zwiększeniu pensji autora numeru z równowartości 5 do 15 dolarów! W 2014 r. tzw. minimalne wynagrodzenie jest ok. 35 razy wyższe!
A potem to już się potoczyło. CoCom zniósł ograniczenia technologiczne importu do Polski wysokiej technologii. Pierwsze portale internetowe pojawiły się u nas w połowie lat 90. i były niemal równolatkami Google. Po mniej więcej 20 latach istnienia ten moloch sieciowy zapowiedział utworzenie w Warszawie jednego ze swoich kampusów innowacyjności. To będzie trzecie takie przedsięwzięcie na świecie. Wraz z wolnością 25 lat temu uzyskaliśmy możliwość włączenia się w światowe przemiany cywilizacyjne wywoływane rewolucją technologiczną. Opanowaliśmy rewelacyjnie szybko telefonię komórkową. Pamiętajmy dwadzieścia parę lat czekania na telefon na kablu 25 lat temu – pięć minut w sklepie, by kupić telefon komórkowy i włożyć do niego prepaidową kartę SIM zakupioną w kiosku! Z internetem nie jest tak źle, jak mówią nasi politycy. Bo jak zamawiam sobie hotel w jakiejś miejscowości w Polsce (światowe serwisy jakoś nawiązały kontakt z hotelikami w Wiśle, Łagowie czy pod Giżyckiem), to zawsze w ofercie hotelu jest wzmianka o darmowym dostępie do internetu.
W lutym 2004 r., gdy my pucowaliśmy plac Piłsudskiego w Warszawie, by wyć na nim z radości w noc wstąpienia Polski do Unii Europejskiej, ruszył Facebook. To równolatek Polski w Unii. Większość z tych, którzy głosowali na antyunijne partie w ostatnich wyborach do Parlamentu Europejskiego, organizowała się właśnie „na Fejsie”. Na Fejsie tkwi cała nasza gimbaza, młodzież szkolna. Tylko szkoda, że szkoła nie jest w stanie nie tylko z tego skorzystać, ale nawet zrozumieć, że powinna tam być razem z uczniami.
W 2006 roku ruszył Twitter. Mój Boże, to było niemal w połowie wielkiej wojny pomiędzy III i IV republiką w naszym kraju. Dziś nasi politycy ćwierkają jak najęci. Często nie wiadomo po co.
Joanna Szczepkowska miała rację: 4 czerwca skończył się w naszym kraju komunizm, ale też Polska wskoczyła do pociągu jadącego ku cywilizacji. Pierwszy raz w historii nie spóźniliśmy się. Tyle że po pierwszych chwilach pobytu w wagonie rozsiedliśmy się, napili zimnego „popa” i zaczytali w kolorowych folderach reklamowych. Potem wzięliśmy do ręki tablet i zaczęliśmy w nim grać w AngryBirds. Katalog z napisem „Instrukcja obsługi wolności” znudził nas, bo na pierwszej stronie było napisane: W rozdziale 1 nauczysz się, jak…, w rozdziale 2 nauczysz się… A przecież myśmy obalili komunizm. To po co się teraz uczyć? Nie zauważyliśmy tylko, że przy przejściu do poprzedniego wagonu kręci się facet w czapce z wstążeczkami z napisem cyrylicą, znaną starszemu pokoleniu. I ma wielką ochotę odczepić nasz wagon. A trzeci rozdział w Instrukcji obsługi wolności nosi tytuł: Naucz się, jak zapobiec odłączeniu od cywilizacji.
Radzę wstać z wygodnych foteli, przestać ćwierkać i dołączyć do naszej gimbazy. Była okazja 31 maja na Stadionie Narodowym, gdzie przeszło 120 tys. osób uczestniczyło w 18. Pikniku Naukowym – wielkim sukcesie 25-lecia wolności. Politycy mieli inne plany na ten dzień.”