Wrażliwa na głos Icka wołającego na pustyni udałam się onegdaj do włości rodowych. Słońce jeszcze świeciło, więc spytałam, czy wybiera się na wieczorny spektakl – odrzekło, że ma co innego na głowie i się przecież nie rozdwoi!
Główny aktor opóźniał swoje wejście, a gwiazdy utrzymywały, że to trema i chyba miały rację, bo zjawił się na scenie owinięty kurtyną z mgieł i chmurek. Potem jednak, ośmielony, uśmiechał się do publiczności coraz szerzej, zaś dla uwieńczenia całości przedstawienia nałożył lisią czapę.
Oburzone Słońce rzekło mi rano, że kazano mu nocą pełnić funkcję operatora światła, co uwłacza jego godności. A teraz musi zająć się swym wyglądem, bo na obliczu wyskoczyły mu jakieś brzydkie plamy. Poradziłam, by stosowało dobry krem z filtrem UV i żeby się tyle nie opalało, ale wątpię, czy posłucha…