Od niepamiętnych czasów bliskie sercu kamienisto-piaszczysto-trawiaste ścieżki i umownie wyasfaltowane drogi uciekają w tył odpychane kołami roweru. Gdzieś z boku patrzą na mnie ostatnie snopy na rżyskach, wierne bławatki-podróżniki, macierzanki, krwawniki, lwie paszcze, wymieszane z tymotką i mietlicą, ozdobione połyskliwym puchem ostów, rozśpiewane donośnym chórem pasikoników lub koników polnych, świergoczące ptakami szykującymi się do dalekiej podróży. Na jednym z licznych pagórków dopada mnie krawędź dnia i nocy, a z nią chęć przeskoczenia poza linię widnokręgu, w ślad za Słońcem. A może by tak, dla odmiany, spróbować przedostać się na drugą stronę cienia Ziemi, na spotkanie Księżyca?… Wybór trudny, zjeżdżam zatem ku rzeczułce i dalej, przez drewniany mostek w pachnący miętą, sitowiem i sosnowym igliwiem leśny szlak prowadzący do drogi, na której można strząsnąć z siebie jakże niemodne romantyczne uniesienia.
Zostawiam więc za sobą wszelkie barwy, wonie i dźwięki lata, by rzeczowo zaprezentować wieniec dożynkowy, spleciony oczywiście w Pubie Pod Wisienką i jego sąsiedztwie.
Humorzasta bogini Aura zadbała o realizację mego „blogowego” powołania:
Ponadto zamieszczam przykładowy konterfekt naszej gwiazdy co-dziennej i pytanie zawsze aktualne: komu przewróciło się w głowie?
Perseusz osobiście przypomniał o tym, co w sierpniu najważniejsze.
„Noce Perseidów” zazwyczaj były poprzedzane takimi zmierzchami,
a dalej to już szło razem maksimum roju z maksimum zachmurzenia. Jednakże czasem zdarzył się jakiś szczęśliwy przypadek…
Muszę również oddać szacunek dyskretnym, lecz niezwykle czujnym za dnia i w nocy, „oficerom prowadzącym”:
Obserwacje Słońca prowadzone były przy użyciu teleskopu o budowie wewnętrznej zaproponowanej przez Izaaka Newtona (średnica zwierciadła 76 mm, ogniskowa 700 mm, powiększenie 28-70, montaż azymutalny, sterowanie ręczne) z zastosowaniem szarego filtru ND 5,0. Fotografie zostały wykonane aparatem Cyber-shot, model DSC-HX1, a opracowane z wykorzystaniem darmowych programów Stellarium oraz GIMP 2.