No dobra, wracam na ciąg główny. Jasne, że chodzi o plamy na Słońcu. Z początku sądziłam, że to omamy, że uczucie mnie zaślepiło. Jednakowoż po dokładniejszym zbadaniu przekonałam się, że ten facet mnie nie okłamuje (lusterko prawdę ci powie!). Jako owoc współpracy załączam tym razem grafikę wykonaną piórem kulkowym i ołówkiem. Nie dbam, czy jest odpowiednio wysmakowana; ojej, najwyżej odbiorą mi prawa autorskie…
Aha, zapomniałabym! Poniższe obrazki przedstawiają „Wszechświat w oczach Icka”, tzn. nie wystarczy zamienić góry z dołem i strony prawej z lewą (jak mi to niespełna rok temu mądrze i naukowo objaśniono), ale całość trzeba jeszcze obrócić o 45 stopni w prawo. Z czym użytkownicy niniejszego blogu poradzą sobie lepiej ode mnie.
W okolicach górnej (najmniejszej) plamy zauważyłam jaśniejsze miejsca, wyglądały jak rozpaćkane dżety. Czarne kreski wokół tarczy słonecznej to ani protuberancje, ani korona, bo na to mój Icek jest za cienki, tylko ciemność.
Jeśli kogoś moje arcydzieła zniesmaczyły, to przypominam, że jeszcze pod koniec sierpnia zeszłego roku Słońce przejawiało swą aktywność o, tak:
Takie widoki też cieszą oczy, lecz inaczej…
Sympatyczny Icek. Czasem mniejszy (a 10kg lżejszy) jest lepszy. 🙂