Mój wakacyjny pobyt w rodowych włościach zaczął się niezwykle sympatycznie. W ramach inauguracji sezonu niebiosa wystąpiły z aż dwoma słońcami pobocznymi, fragmentem dużego halo (niestety, dość rachitycznym) oraz pięknym cieniem Ziemi. Zaś oczekiwanie na pierwszą gwiazdkę umiliły trzy kuny i dwa nietoperze, które wokół Icka i mnie odprawiły dziki taniec powitalny, co oznacza, że umowa zawarta rok temu obowiązuje do nadal.
Na pogodę nie narzekam, bo ciągle coś się z nieba leje – jak nie deszcz, to żar. Leniwie przetaczam cielsko z okolic mirabelki, gdzie stoi Icek, do Pubu Pod Wisienką, gdzie stoją ożywcze napoje, a leży „przybornik małego artysty”. I przelewam. Na papier też. Jak to baba, jestem mało odporna na modę, zatem kolekcjonuję głównie plamy na Słońcu. Ale bez obaw, proszę, tym razem nie zamierzam nikogo częstować moją grafiką! Rozbestwiona przez dolce far niente zleciłam ostatnimi czasy prowadzenie dokumentacji Agentowi S730 i niniejszym ośmielam się przedstawić niektóre owoce współpracy trójstronnej. Nadmieniam, że ukazują one „Wszechświat w oczach Icka” jak również, że nie zajmuję się żadnym numerowaniem (to robota prozaiczna i dla poważnych) tylko datowaniem, chociaż niekoniecznie metodą węgla C 14…
Dla niektórych wakacje jeszcze trwają, zatem życzę wszystkim zainteresowanym jak najmilszego ich dalszego ciągu.