W niedzielny poranek razem z Michałem postanowiliśmy urealnić pomyłkę naszego znajomego. Tak powstała idea Klubu Wysokogórskiego MOA. Zebraliśmy więc górską ekipę i jeszcze przed brzaskiem wyruszyliśmy na podbój narodowej góry Słowacji, występującej również w polskiej kulturze ludowej. Krywaniu wysoki!
Poranek tego dnia był rześki i nie zachęcał do postojów. 
Przedzieraliśmy się przez dziki las aż naszym oczom ukazało się wschodzące Słońce.


Uśmiech zagościł na naszych twarzach i ruszyliśmy dziarsko do przodu.


Trasa wiodła wciąż wyżej i wyżej…


Długie podejście dało się, niektórym z nas, we znaki.

Warto się było jednak męczyć. Dotarliśmy na poziom osiągany przez samoloty i helikoptery.

Chmury były u naszych stóp, przykrywając Ziemię, a wokół wystawały tylko pojedyncze wierzchołki, niczym wyspy na oceanie waty cukrowej.


Znaleźliśmy się w dziwnej i nieprzyjaznej krainie.


Natrafiliśmy tam na pozostałości po opadach kosmicznego pyłu, halo i protuberancje.


a naszej drodze znalazły się również formy obcego życia i konstrukcje nieznanego pochodzenia.


Po wielu godzinach i pokonaniu ostatnich trudności zmęczeni, lecz szczęśliwi,dotarliśmy na wierzchołek.


Czekała nas jeszcze długa droga powrotna.

Ponownie przedarliśmy się przez chmury i wróciliśmy na Ziemię. Tak zakończyła się ta cudowna eskapada i mogliśmy wrócić do naszych codziennych spraw.







Zastanawia mnie jedno. Czemu mam rudą brodę na zdjęciach?