Tytułem wstępu:
Dotychczas pozwalałam sobie w tym miejscu tylko na komentarze, ale zachęcona przez Waszego Mentora ośmielam się wystąpić otwarcie.
Na uczciwe, choć niezmiernie amatorskie, obserwacje nieba stać mnie jedynie podczas wakacji.
O ile chmury nie przeszkadzają…
Nauczyłam się więc cieszyć z tego, co bogini Aura wyczynia przez okrągły rok.
Jak się okazuje, im bardziej kaprysi, tym lepsze efekty.
A obłoki wszelkiej maści są wręcz pożądane.
Dlatego w torebce, zamiast kosmetyczki, noszę aparat fotograficzny.
Taki najzwyklejszy Samsung S730.
W sam raz dla przeciętnej blondynki.
Nie chcę przynudzać za długo (mimo, że z racji wykonywanego zawodu mam do tego pełne kwalifikacje!), zatem przechodzę do istoty sprawy.
Otóż, zamierzam co jakiś czas zamieszczać na łamach Waszego blogu wyniki moich, na ogół dziennych, obserwacji.
Przy czym nie uważam, bym posiadała uprawnienia na wyłączność.
Jak również na nieomylność.
Wszystkich chętnych serdecznie zapraszam do współpracy.
Jeśli to kogoś interesuje, na imię mam Danka.
Dobra, teraz niech przemówią fotografie.
Na początek: powyżej – małe halo słoneczne (22.02.2010), poniżej – iryzacja chmur (grudzień 2009 i 16.03.2010).
Dla przypomnienia:
Halo powstaje wskutek załamania i rozszczepienia światła słonecznego na kryształkach lodu w chmurach pierzastych piętra wysokiego (cirrostratusach) lub we mgle lodowej. Najczęściej można zaobserwować tzw. małe halo o promieniu 22 st. wokół Słońca lub Księżyca. Towarzyszą mu niekiedy łuki, słupy i słońca poboczne. Dużo rzadziej mamy okazję zobaczyć duże halo – o promieniu 46 st. Pierścienie halo są zwykle białe, niekiedy zabarwione czerwono od środka i lekko błękitne na zewnątrz.
Iryzacja to tęczowe barwy tworzące się niejednokrotnie na powierzchni prześwitujących ciał na skutek interferencji światła (np. bańki mydlane, plamy benzyny na wodzie). Na chmurach obserwujemy smugi na ogół zielone i różowe, mieniące się jak masa perłowa.