Z motyką na Słońce – na skraju pustyni

Wyszło z boru ślepawe, zjesieniałe zmrocze… Pranie wywieszone na dwór schnie dłużej, kawa w Pubie pod Wisienką stygnie szybciej, za to pienisty napój zamykający w sobie złocisto-miodowe barwy lata utrzymuje cudownie chłodny smak. Taaak, dwa razy księżyc odmienił się złoty, jak na tym piasku rozbiłam namioty… Wskutek czego trochę mi się nazbierało dóbr wszelakich. Szczerze mówiąc bywało lepiej i nie bardzo jest się czym chwalić, niemniej tak całkiem to nie próżniaczyłam podczas kanikuły.

Jak się okazuje, i letnią porą dają się widzieć zjawiska z grupy halo, choć ze względu na temperaturę otoczenia nie są one tak wyraziste jak w chłodnych miesiącach. Prezentuję więc dwa pomysły na słońce poboczne i jeden na słup świetlny.

 

 

 

 

 

W najgorętsze dni Słońcu chyba wyparowała większość plam, tak więc zdecydowanie najaktywniejszym obszarem jaki udało mi się zauważyć był, sądząc z sylwetki w locie, jerzyk. 

 

 

 

 

 

W „noc perseidów” właściwą ani Księżyc nie przeszkadzał, bo wcześnie udał się na spoczynek, ani gwiazdy, bowiem bogini Aura ustosunkowała się do prognozy pozytywnie i wykonała trzysta procent normy. (Nie spodziewałam się wprawdzie Czelabińska, ale aż tak szczelnej pokrywy chmur też nie…) W inne pogodne noce łowy na spadające gwiazdy przyniosły m.in. niespodziankę, którą był meteor uwieczniony akurat podczas wykonywania „zdjęcia ćwiczebnego”, oraz spodziewankę w postaci ISS.

 

 

 

 

 

Transformacje nieba, metamorfozy jego wielokrotnych sklepień w coraz to kunsztowniejsze konfiguracje nie miały końca. Jak srebrne astrolabium otwierało niebo w tę noc czarodziejską mechanizm wnętrza i ukazywało w nieskończonych ewolucjach złocistą matematykę swych kół i trybów. A mnie zachciało się przyspieszyć obroty sfer niebieskich; z 14 fotografii okolicy Kasjopei wykonanych mniej więcej w jednakowych odstępach czasu aparatem na nieruchomym (względem powierzchni Ziemi) statywie złożyłam taką oto animację: 

 

 

 

 

 

 

 

 

No i tradycyjnie już mogłam liczyć na towarzystwo Naturalnego Satelity 

 

 

 

 

 

oraz licznych oficerów prowadzących, z których trzej byli najwytrwalsi. Pierwszy pojawiał się znienacka, drugi udawał obojętność, a trzeci jak zwykle usiłował się maskować.

 

 

 

 

 

P.S.

1. Kursywą zaznaczyłam cytaty zaczerpnięte z Leśmiana, Słowackiego (tu pozwoliłam sobie na lekką trawestację) i Schulza.

2. Mój wakacyjny sprzęt obserwacyjny to Icek, czyli teleskopik pomysłu Newtona (76/700, montaż azymutalny, napęd własnoręczny), filtr foliowy szary tudzież aparat fotograficzny Cyber-shot DSC-HX1.

3. Współrzędne geograficzne miejsca pobytu: 50st. 21′ 44″ N, 19st. 31′ 09″ E.

Dodaj komentarz