Szczecińskie Wzgórze Zamkowe to miejsce szczególne, jego górujące nad otoczeniem położenie docenili już starożytni, tutaj, bowiem około 700-400 lat p.n.e założony został gród przez społeczność, zaliczaną dzisiaj, do kultury łużyckiej. Od tego czasu upłynęły wieki, zmieniały się wznoszone tu budowle, ich mieszkańcy, ale miejsce nadal przyciąga uwagę. Tych, o romantycznej duszy, rozciągającym się stąd widokiem i wiejącym od morza wiatrem, który nęci na szeroki świat. Oni też przystają najczęściej przy zamkowym zegarze słoneczny z pobudzającym do refleksji napisem: „CARPE DIEM…”.
Zwiedzających, o analitycznym, logicznym spojrzeniu na rzeczywistość, zatrzymuje przy ścianie Wschodniego Skrzydła drugi, ze znajdujących się na dziedzińcu, zegarów słonecznych. Nie śmiem polemizować z Mistrzem Argusem, ale okoliczni mieszkańcy twierdzą, że cień polosa dziwnie trafia na właściwe miejsca. Obiecuję, że w miarę swoich możliwości, spróbuję to sprawdzić. A może odpowiedź kryje się w sentencji Hipokratesa, której fragment umieszczono na tym zegarze, „VITA BREVIS”… (…..doświadczenie niebezpieczne, sąd trudny)?
Jednak o tym, że niekoniecznie „partacze” pracowali przy odbudowie i renowacji Zamku może świadczyć inny z zegarów. Na Wieży Zegarowej, siedemnastowieczny mechanizm wprawia w ruch kulę, która obraca się zgodnie z fazami Księżyca a błazna zmusza do wybijania prawą ręką upływających kwadransów, a lewą godzin. Wewnątrz środkowej tarczy godzinowej tegoż zegara znajduje się maszkaron ze wskazówką umieszczoną na czubku nosa. Podczas ruchu wskazówki jego oczy przesuwają się za grotem. Rzecz zapewne warta podziwu. Zegar uległ całkowitemu zniszczeniu w czasie wojny i został odrestaurowany przez dzisiejszych rzemieślników.
Aby się przekonać, że na Zamku również straszy wystarczy wejść do Wieży Dzwonów. W wąskim i wysokim na 35 m pomieszczeniu, kołysze się z wolna coś ciężkiego, zmieniając za każdym przejściem płaszczyznę ruchu. Towarzyszą temu dochodzące gdzieś z oddali, czasami głośne, najczęściej jednak ledwo słyszalne pojękiwania dzwonów.
Niektórzy nazywają te poruszające sie cudo wahadłem Foucaulta.
W krakowskim kościele św. Piotra i Pawła takie wahadło jest wprawiane w ruch przez astronomów tylko raz w tygodniu. A kto wprawia codziennie ciężkiego bąka o masie 76 kg w ruch w mrocznej, pustej wieży?
Może błąkający się po tej renesansowej siedzibie władców księstwa Pomerania duch Sydonii von Bork? Pięknej i obdarzonej licznymi zdolnościami szlachcianki pomorskiej, którą oskarżono o rzucenie klątwy na rodzinę książąt pomorskich z rodu Grafitów, ścięto i spalono na stosie jako czarownicę.