We środę wieczorem całe kierownictwo Ośrodka zostało porwane przez drużynę Indian południowoamerykańskich, i aby nie stanąć przed palem męczarni, musieliśmy im coś obiecać. Ja wykpiłem się niewielkim kosztem, bowiem urządziłem we czwartek wieczorem półtoragodzinne spotkanie z pokazem nieba, jakie rozgwieździło się nad jeziorem Myczkowieckim. Jako że trafiłem na wyjątkowo dociekliwych harcerzy, pytaniom nie było końca, a w konsekwencji zaprosiłem ich na teleskopowy pokaz słonecznej tarczy – zapewne uda się go odbyć w piątek, który będzie ostatnim pełnym obozowym dniem. Za to dziś oprócz obszaru aktywnego, który od wczoraj nieco się przebudował – całkowicie zniknął potężny filament – na wschodnim brzegu pojawiła się potężna protuberancja o charakterystycznym kształcie indiańskiego namiotu. Ciekawe, czy utrzyma ona do jutra swój imponujący rozmiar.