Piątek
4 lipca
Księżyc już po pierwszej kwadrze znajduje się pomiędzy dwiema jasnymi gwiazdami – po jego prawej stronie świeci Spika z gwiazdozbioru Panny, a nieco dalej po lewej zobaczymy wspomnianego już przed dwoma dniami Antaresa – czerwonego nadolbrzyma. Nazwa ta oznacza przeciwieństwo Marsa – jego barwa bowiem powodowała w starożytności liczne pomyłki w identyfikacji obu tych ciał. A prawdziwy Mars znajduje się bardziej na zachód i zanurzony jest w zorzy wieczornej, ale warto nań zapolować. Dzisiejsza faza Księżyca daje dobrą okazję do zgłębianie tajników wyglądu jego powierzchni. Nawet bez lornetki wyróżnimy u góry po lewej ogromny, ciemny obszar nazwany Morzem Deszczów. Nazwany jak na ironię, bo przecież z braku atmosfery deszcz na Księżycu nigdy nie padał. W pobliżu terminatora, czyli linii oddzielającej dzienną i nocną stronę naszego satelity, jest już dobrze widoczny i wyraźnie ukształtowany niemal stukilometrowy krater Kopernik. Wszystkie utwory typu kraterów zostały wytworzone przez uderzenia ciał o różnej wielkości w powierzchnię młodego Księżyca, a działo się to w epoce Wielkiego Bombardowania, czyli ponad cztery miliardy lat temu. Czy obecni grozi nam coś podobnego? Na pewno nie w tej skali, ale o spotkaniach drobnych ciał z ziemską atmosferą opowiemy sobie w kolejnych odcinkach. Kratery księżycowe zostały nazwane imionami osób znanych i sławnych w danej epoce, mamy tam prócz wspomnianego Kopernika także inne polskie nazwy, ale ten jest najokazalszy. Kto dysponuje lornetką, niech wykorzysta ten wybitnie sprzyjający czas do podziwiana bogato ukształtowanej powierzchni naszego nocnego towarzysza. Nie zaszkodzi także spojrzeć na północno-zachodnią stronę nieboskłonu – mogą tam się pojawić wyjątkowo godne podziwu obłoki srebrzyste. To zjawisko typowe dla początku lipca, kiedy Słońce znajdując się tuż pod widnokręgiem podświetla chmury w mezosferze. Złożone są one z kryształków lodu, ale wciąż jest tajemnicą, skąd osiemdziesiąt kilometrów nad powierzchnią Ziemi bierze się zestalona woda? Niemniej sam ich widok jest urzekający, a zmierzenie się z zadaniem utrwalenia tego widoku na fotografii warte jest wysiłku. Na dzisiejsze nocne markowanie polecam Państwu jeszcze dwa obiekty. Na linii łączącej jasne gwiazdy – Arktura i Wegę, ale bliżej Arktura, zdobi niebo wianuszek zwany Koroną Północną. Na środku rogalika jasno świeci Alphecca. W tym obszarze lada moment, liczony dniami lub miesiącami, może pojawić się dodatkowe światełko dorównujące jasnością wspomnianej gwieździe. Będzie to tak zwana nowa powrotna, zjawisko związane z oddziaływaniem dwóch gwiazd okrążających się na ciasnej orbicie. A kiedy przeniesiemy wzrok w stronę Wegi, pojawi się czworokąt stanowiący część gwiazdozbioru Herkulesa. Na linii łączącej dwie gwiazdy z prawej strony w pobliżu tej zewnętrznej da się dostrzec przez lornetkę ni to gwiazdę, ni to plamkę. Nasi poprzednicy nazwali ten obiekt Messier 13, a my określamy go mianem gromady kulistej. W jego obrębie znajdują się setki tysięcy pojedynczych gwiazd, trzymanych w ryzach przez siłę grawitacji. Można by sądzić, że gwiazdy tłoczą się tam nieprzytomnie – ale nie, tak źle nie jest. Średnio w tej gromadzie gwiazdy dzieli dystans około jednego roku świetlnego – przypominam że podróżując do Proximy Centauri, naszej najbliższej sąsiadki, mamy do przebycia około czterech lat świetnych. Tej nocy czekają nas jeszcze trzy wysokie przeloty Międzynarodowej Stacji Kosmicznej – około pół godziny po północy, o drugiej zero pięć oraz o trzeciej czterdzieści dwie. Kto wytrzyma do tej pory, zostanie sowicie wynagrodzony widokiem dwóch planet – Saturna na południowym wschodzie, oraz Wenus w pobliżu Plejad, przebijającej wszystko swoim blaskiem.